Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Toto: To Polacy sprawili, że znowu jesteśmy numerem jeden [ROZMOWA NaM]

Redakcja
Wywiad z Toto
Wywiad z Toto materiały promocyjne
Toto to pochodzący z Kalifornii zespół rockowy o dość niejednoznacznej stylistyce, na którą wskazuje sama nazwa – pochodząca z łaciny fraza „in toto” oznacza w interpretacji muzyków „zawierający w sobie wszystko”. Grupa zasłynęła na przełomie lat 70. i 80. hitami „Africa”, „Hold the Line” i „Rosanna”. Pomimo sporej popularności i bezdyskusyjnej wirtuozerii muzyków grających w Toto, zespół nie cieszył się nigdy specjalnym uznaniem wśród krytyków.

Steve Lukather, gitarzysta i założyciel grupy, jest uznanym muzykiem sesyjnym. Jego gitarę można usłyszeć m.in. na płytach Michaela Jacksona, Alice’a Coopera, Erica Claptona, Joe Cockera, Milesa Davisa, Ozzy’ego Osbourne’a, Rogera Watersa czy grupy Van Halen. Jak sam mówi: „przez prawie 20 lat nie dało się kupić płyty nagranej w Los Angeles, na której nie byłoby mojego nazwiska”. W rozmowie, którą przeprowadziliśmy przed dwoma koncertami Toto w Polsce, muzyk opowiedział nam m.in. o tym, dlaczego Polska jest dla grupy miejscem szczególnym i dlaczego nie piszą piosenek o „szybkich samochodach, gorących dupeczkach i wciąganiu koksu z deski rozdzielczej”.

Grupa wystąpi w Polsce 23 czerwca we wrocławskiej Hali Orbita i dzień później w Warszawie na Torwarze.

Marcin Śpiewakowski: Piszecie o sobie, że jesteście „najbardziej niezrozumianym zespołem w historii rocka”.
Steve Lukather: (śmiech) Myślę, że ludzie nie są w stanie nas rozszyfrować. W szczególności prasa i dziennikarze muzyczni mają z nami problem, od samego początku istnienia Toto. Bez przerwy zmieniamy stylistykę, mamy czterech wokalistów w składzie, więc bez trudu na jednej płycie przechodzimy od progresywnego rocka przez pop aż po funk. Ludzie mają tendencję do szufladkowania, a nas nie da się zaszufladkować.

Krytycy często mówią, że gracie „korporacyjnego rocka”, czymkolwiek...
A co to k**** jest?!

Świetne pytanie.
Wiesz, każdy, kto ma podpisany kontrakt z wytwórnią, jest częścią korporacji. Wydajesz jeden album – jesteś już trybikiem w machinie. To okropne określenie, bo każdy, kto gra rocka i zarabia na nim pieniądze, powinien być zakwalifikowany jako korporacyjny rock. Z drugiej strony nas to za bardzo nie rusza, nie traktujemy się zbyt poważnie. Ok, gramy korporacyjnego rocka, co tam sobie chcecie.

Z jednej strony jesteście uznanymi muzykami sesyjnymi, zagraliście na ponad pięciu tysiącach albumów, często kultowych, a jednak twórczość Toto traktuje się raczej pobłażliwie.
Zależy kogo spytasz. Ostatnio przechodzimy renesans popularności. DVD, które nagraliśmy w 2013 r. w Polsce, było numerem jeden w wielu krajach, w tym USA – co wielu osobom do dziś nie mieści się w głowach. Znasz pewnie historię żółwia i zająca. Wiesz, zając zasuwa sto tysięcy kilometrów na godzinę, a żółw idzie sobie powoli i w końcu wygrywa, bo po prostu robi swoje i nie skupia się na niczym innym. My mieliśmy momenty rozkojarzenia, próbowaliśmy nawet rozwiązać zespół, ale coś ciągle przyciąga nas do siebie i uparcie kontynuujemy to, co zaczęliśmy 40 lat temu. Toto jako całość jest dużo większe, niż każdy z nas z osobna. I gdy tylko branża o nas zapomina, wyskakujemy znikąd, „hej, to znowu my! Wydaliśmy płytę i ruszamy w trasę” i zbieramy świetne recenzje.

Byliście na jakimś etapie rozgoryczeni, że pomimo ogromnego talentu, uważa się Was za zespół dwóch-trzech hitów?
Wiesz, nikt nie lubi czytać uwag w stylu „jesteście do dupy”, ale staramy podchodzić do tego z dystansem, bo to po prostu element gry. Takie czasy. Ludzie korzystają z anonimowości, którą daje im Internet, i piszą rzeczy, których nigdy nie powiedzieliby nam w twarz. Każdy ma krytyków, nie ma się czym przejmować. Gwarantuję ci, że każdy, kto nas krytykuje, zrobiłby absolutnie WSZYSTKO, byle tylko mieć tak świetną pracę, jak ja. Więc koniec końców to ja wygrywam. Prawda?

Wiesz, mnie przekonywać nie musisz.
Ale wiesz, to też praca jak każda inna, ma swoje minusy. Tęsknię za dziećmi, bo przez 200 dni w roku nie ma mnie w domu, rozpadło mi się parę małżeństw i tak dalej. Nie jesteśmy może najlepszym zespołem na świecie, nie mamy nie wiadomo jakichś hitów, ale są ludzie, którym nasza muzyka pasuje, i wygląda na to, że jest ich całkiem sporo. Gramy i będziemy grać. Po czterdziestu latach kariery nikt nie wyśle mnie na emeryturę – musieliby mnie zabić. Mam z tego wielką frajdę, na scenie cieszę się jak dziecko. Nie próbuję zmieniać świata, chociaż chciałbym mieć taką możliwość. Gdybym tylko miał jeden dzień, zmieniłbym wszystko na lepsze, ale nikt mnie nie słucha.

Czytaj też:

O to właśnie chciałem spytać – na nowej płycie krytykujesz sporo rzeczy…
Wiesz, jestem starzejącym się gościem, który koncertuje od 40 lat, wychowałem dwa pokolenia dzieci, widziałem, jak świat przeszedł z punktu A do punktu B, a punkt B nie jest taki znowu super, więc mam prawo trochę ponarzekać. Wkurza mnie rasizm, nienawiść, egoizm, podziały, kłamstwa. Gdzie są ideały pokoju i miłości z lat 60.? Gadałem ostatnio z Ringo Starrem i pytam go „Stary, co poszło nie tak?”, a on mówi „K****, nie mam pojęcia” (śmiech). Ludzie stali się chciwi. Jesteś miliarderem, ale ile forsy tak naprawdę potrzebujesz? Zarabianie kasy jest ok, ale nie możesz olewać biednych, środowiska i planety. Ilu ludzi usprawiedliwia zabijanie religią tylko po to, żeby zarobić więcej pieniędzy? Mówią, że Bóg tak chce, ale to tylko ich opinia. Inni ludzie mają inne opinie. Ja wyznaję starą szkołę, wychowałem się w latach 60. i 70. Świat był wtedy inny, pełen nadziei. Teraz czytam wiadomości i martwię się, co za straszny świat zostawię moim dzieciom. Dlatego piszemy o takich rzeczach. Jesteśmy za starzy, żeby pisać piosenki o balowaniu w klubie, wiesz, szybkie samochody, gorące dupeczki, wciąganie koksu z deski rozdzielczej. Mamy swoje lata i to, co piszemy teraz, jest ważniejsze niż te debilizmy, które śpiewaliśmy kiedy mieliśmy 19 lat. Widzieliśmy swoje. Wiele osób nie rusza się poza swoją dzielnicę – my objechaliśmy świat i spotkaliśmy masę ludzi, z których ogromna większość była naprawdę porządna. Ale media piszą tylko o oszołomach.

No właśnie, na nowej płycie mediom dostało się bardzo mocno.
No pewnie. Media rozprzestrzeniają nienawiść, pisze się tylko o złych rzeczach. Chciałbym kiedyś wstać rano, otworzyć gazetę i przeczytać „wszystko jest w porządku”, ale nie, zawsze jest jakiś bogaty koleś, który powie "chcę mieć bilion dolarów, p******cie się". No ale to tylko moja opinia, póki co mam prawo do opinii.

To bardzo ładna idea, ale nie taka prosta do zrealizowania.
Słuchaj, połowę moich pieniędzy zabiera rząd. Gdybym miał pewność, że dzięki nim komuś będzie lepiej – nie ma sprawy, wypisuję czek z uśmiechem na ustach, bierzcie, smacznego. Ale niestety moje pieniądze idą do imbecyli z Kongresu, którzy dostają kasę za robienie niczego… (pauza) To wszystko jest strasznie frustrujące. Chciałbym tylko grać na gitarze i dać moim dzieciom szczęśliwą przyszłość. Chciałbym móc pstryknąć palcami i sprawić, że wszystkim będzie lepiej, ale niestety tak to nie działa.

Ciąg dalszy rozmowy znajdziesz na drugiej stronie.

Skupmy się w takim razie na pozytywach. Z czego jesteś najbardziej dumny?
Z moich dzieci i rodziny. Z muzyki, którą tworzę. Z tego, że mogę utrzymać moją rodzinę z mojej pasji. Jestem prostym człowiekiem, nie trzeba mi dużo. Kiedy córka patrzy mi w oczy i mówi „kocham cię, tato”, to najwspanialsze uczucie na świecie. Uwielbiam występować na żywo. Kiedy zapalają się światła i tłum zaczyna krzyczeć, daje mi to nieprawdopodobnego kopa. Pomagamy na parę godzin zapomnieć publiczności o ich problemach, a oni pomagają nam zapomnieć o naszych. Każdy wygrywa.

Chciałbyś, żeby Twoje dzieci zajęły się muzyką?
Mój syn jest w branży, jest teraz w trasie z ludźmi z MTV, pisał kawałki dla Halestorm, grał na moich solowych płytach. Bardzo utalentowany muzyk, dobry gitarzysta i – przede wszystkim – dobry człowiek. Czasami myślę, że w poprzednim wcieleniu był moim ojcem, jest dużo bardziej wyluzowany niż ja. Bardzo dużo się od niego uczę.

Kiedy rozmawiasz z synem, porównujecie czasem…
Tak! Jego problem polega na tym, że teraz w branży nie ma już takich pieniędzy jak kiedyś. Młodym muzykom jest trudniej zacząć. Teraz wszyscy myślą, że muzyka powinna być za darmo. Jakoś nikt nie mówi, że jedzenie powinno być darmowe, nie? Mój syn jest w branży, walczy i daje sobie radę, ale kiedyś to było dużo prostsze, wymagało mniej pracy. Wiesz, czasem mówi mi „Tato, wiele bym dał, żeby urodzić się wtedy kiedy ty” – co mogę mu powiedzieć poza „Wiem, przykro mi”?

Czytaj też:

Rzeczywiście jest aż taka różnica?
I tak, i nie. Wszyscy myślą, że zarabiamy ogromne pieniądze, ale same koszty trasy są ogromne – samoloty, hotele, ludzie. Poza tym połowę kasy zabiera rząd, kolejne 25 procent twoi agenci, managerowie, księgowi i Bóg wie, kto jeszcze – więc zarabiasz tylko 25 centów z każdego dolara. Tak więc nie żyję w biedzie, ale nie jestem też bogaczem. Zatrudniamy 33 osoby. Lubię myśleć, że pomagamy w jakiś sposób tym ludziom, dając im zajęcie, pracę i powód, żeby zwlec się rano z łóżka. Oni pomagają nam, my pomagamy im. Tworzymy wspólnotę. Nie wywyższamy się nad ekipę, nie ma "gwiazdorzenia", tych wszystkich „zejdź mi z drogi, nie patrz na mnie!”. Nie mieści mi się w głowie, że można się tak zachowywać wobec drugiego człowieka. Wszyscy jesteśmy ludźmi, każdy z nas musi wycierać tyłek - wiesz, o co mi chodzi.

Co uważasz za swoje największe osiągnięcie muzyczne?
Mam za sobą wspaniałą karierę. Zagrałem z prawie każdym z moich idoli. Nie ma wielu ludzi, którzy mogą powiedzieć, że rano grali z Michaelem Jacksonem, a wieczorem z Alice Cooperem. A ja to robiłem. Przez długie lata. Był taki czas, że przez prawie 20 lat nie dało się kupić płyty nagranej w Los Angeles, na której nie byłoby mojego nazwiska. Muzyków Toto słychać na ponad pięciu tysiącach albumów, zdobyliśmy w sumie 225 nagród Grammy. A to tylko kariera poza zespołem! Jako Toto gramy teraz trasę z Yes, bohaterami naszego dzieciństwa. Nasze koncerty świetnie się wyprzedają, jesteśmy popularni jak nigdy przedtem. Czujemy się trochę jakbyśmy rozpoczynali karierę na nowo. Ludzie są znudzeni dinozaurami rocka, słuchają naszej muzyki i mówią „wow, zupełnie zapomniałem o tych gościach, fajnie grają!”.

Śledzisz współczesną scenę muzyczną?
Na pewno nie tak uważnie, jak bym chciał. Nie mam czasu na poszukiwania. Jest mnóstwo świetnej muzyki, ale problem polega na tym, że w radiu słyszysz w kółko to samo. Radio kiedyś działało inaczej, mogłeś posłuchać Beatlesów, Stonesów, Luisa Armstronga, Arethy Franklin i Creamu w tej samej stacji! Leciał kawałek Milesa Davisa, a potem nowa płyta Led Zeppelin. Teraz każda stacja gra jeden gatunek. Pop, hip-hop albo to pseudo-R’n’B – nie będę podawać nazwisk, ale na pewno wiesz, o kogo mi chodzi. Muzyka staje się bardzo jednolita. Większość kawałków robią ci sami producenci, warstwa instrumentalna jest wtórna, a teksty sztampowe. To jest właśnie ta korporacyjna muzyka, o której mówiliśmy na początku. Rozgłośnie należą do wytwórni, które decydują, czego chcesz słuchać, a potem katują cię tym do znudzenia. Przynajmniej w USA. Nie wiem, jak jest u was w Polsce.

Czytaj też:

Z tego, co opisujesz, wygląda to bardzo podobnie.
Dlatego tak ważny jest Internet i społeczność fanów. Nie bardzo interesuje mnie, co myśli dziennikarz w lokalnej gazecie czy magazynie rockowym, który i tak bankrutuje, bo prasa powoli umiera. O tym, kto trafia do Rock’n’Roll Hall of Fame, decydują ludzie, którzy są grubo po siedemdziesiątce. Banda bezzębnych staruszków w ramoneskach, śmiech na sali. Nikt nie spodziewał się, że rock pożyje tak długo. Trzeba po prostu umieć się zmieniać i mieć do siebie dystans, bo inaczej system pożre ci duszę.

Ładna puenta. Dzięki za rozmowę!
Nie ma sprawy. Mam nadzieję, że nie brzmiałem jak nadęty zgorzkniały dupek. (śmiech)

Mnie się podobało.
Wiesz, ja cieszę się życiem, chciałbym tylko, żeby było tu troszkę lepiej. Dla każdego jest dość, nie rozumiem, czemu nie umiemy się tym dzielić. Przykro mi, że jest tyle ludzi, którzy nigdy nie dostali takiej szansy jak ja. Każdy powinien mieć dach nad głową, ciepły posiłek, opiekę zdrowotną i miłość w sercu. Byłoby miło, co? No nic, koniecznie wpadnij na koncert! Mamy wielki sentyment do Polski, bo to wy sprawiliście, że znowu jesteśmy numerem jeden. To DVD naprawdę odwróciło naszą karierę. Jestem wam za to ogromnie wdzięczny, kocham Polskę, naprawdę.

Dzięki!
Tylko na pewno napisz to, o czym przed chwilą mówiłem, bo przysięgam, że mówiłem szczerze. Niech Bóg cię błogosławi, przyjacielu. Widzimy się w czerwcu!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto